poniedziałek, 11 kwietnia 2011

wiatr

To był chyba jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.


Przenikliwe zimno i wiatr który cały czas mówił wręcz: ja ciebie zabije.


Ale akurat Polska przyjechała do mojego miasta.

Siedząc już od dawna w cieple uśmiecham się do tego wiatru i do jego gróźb że wszyscy skończymy w szpitalu.

Przydałeś się. Nie zabiłeś, a zahartowałeś wręcz.

I chyba nawet jest to naprawdę najlepszy powód by ci podziękować że cały czas byłeś i ani chwile nie odpuszczałeś.
Jak ból w krzyżu od stania, jak ból w łydkach od chodzenia, jak stopy które błagały po jakimś czasie o litość.

Bez ciebie zimny, przenikliwy i nieustający wietrze te setki czy tysiące biało-czerwonych zwisały by wczoraj na Krakowskim Przedmieściu jakoś tak smętnie, rutynowo - jak tam gdzie musieli schować przed ludźmi specjaliści od wyreżyserowanych spektakli.

"Jak Jarosław pójdzie tam to my tam, a jak tam to tam".
No ci właśnie.


Tylko nam nad głowami powiewały biało-czerwone tak mocno że aż dech zapierało.
Unikam dużych wyrazów ale stojąc niemal cały dzień na Krakowskim i w okolicach wszędzie widziałem wręcz morze naszych, nasze to biało czerwone - sztandarów.
Jakiś majestat w tym był, w tych flagach dużych i małych, trzymanych przez staruszki i kilkuletnich chłopców.
I tak dumnie łopocących, często uderzających w twarz.

Drogi porywisty wietrze - to wyglądało chwilami jak wręcz husaria. Choc przecie nie przyszliśmy tam na bój jeno trzeba było dać świadectwo takim drobiazgiem jak obecność..

Nie zapomnę tych chorągwi na wietrze, nie zapomnę tych ludzi którzy często z dziećmi zjechali z całej Polski.
Dzięki nim i dzięki tobie wietrze, tak bezmyślnie porywisty, miałem w mieście dziś dość trudnym do życia jeden z najwspanialszych dni w życiu.

Właśnie tak powinny powiewać polskie flagi i sztandary.

Lubie czuć że mieszkam w Polsce.
Przywiałeś mi Polskę.

.

Brak komentarzy: