niedziela, 24 kwietnia 2011

40 pokoleń

40 pokoleń Polaków od ponad tysiąca lat budowało naszą tożsamość.

Częściej chyba krwią niż pracą.

My mamy dziś bardzo łatwo, prędzej drwiny doczekamy niż tego że ktoś postawi nas pod murem.
Niemal komfort.

Nie chce nawet zgadywać co pomyśleliby o nas ci którzy wiedzieli że zginą ale nie wycofali się.
Nie chce myśleć co pomyśleliby o mnie ci leżący pod brzozowymi krzyżami.gdy lękam się czasem dać świadectwo.
Chyba uśmiechnęli by się wyrozumiale. Na pewno.

To juz lepiej stanąć pod murem. I najlepiej bez zbędnego błazeństwa i demonstracji.
Owszem będą strzelać, ale raczej tylko śliną.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

wiatr

To był chyba jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.


Przenikliwe zimno i wiatr który cały czas mówił wręcz: ja ciebie zabije.


Ale akurat Polska przyjechała do mojego miasta.

Siedząc już od dawna w cieple uśmiecham się do tego wiatru i do jego gróźb że wszyscy skończymy w szpitalu.

Przydałeś się. Nie zabiłeś, a zahartowałeś wręcz.

I chyba nawet jest to naprawdę najlepszy powód by ci podziękować że cały czas byłeś i ani chwile nie odpuszczałeś.
Jak ból w krzyżu od stania, jak ból w łydkach od chodzenia, jak stopy które błagały po jakimś czasie o litość.

Bez ciebie zimny, przenikliwy i nieustający wietrze te setki czy tysiące biało-czerwonych zwisały by wczoraj na Krakowskim Przedmieściu jakoś tak smętnie, rutynowo - jak tam gdzie musieli schować przed ludźmi specjaliści od wyreżyserowanych spektakli.

"Jak Jarosław pójdzie tam to my tam, a jak tam to tam".
No ci właśnie.


Tylko nam nad głowami powiewały biało-czerwone tak mocno że aż dech zapierało.
Unikam dużych wyrazów ale stojąc niemal cały dzień na Krakowskim i w okolicach wszędzie widziałem wręcz morze naszych, nasze to biało czerwone - sztandarów.
Jakiś majestat w tym był, w tych flagach dużych i małych, trzymanych przez staruszki i kilkuletnich chłopców.
I tak dumnie łopocących, często uderzających w twarz.

Drogi porywisty wietrze - to wyglądało chwilami jak wręcz husaria. Choc przecie nie przyszliśmy tam na bój jeno trzeba było dać świadectwo takim drobiazgiem jak obecność..

Nie zapomnę tych chorągwi na wietrze, nie zapomnę tych ludzi którzy często z dziećmi zjechali z całej Polski.
Dzięki nim i dzięki tobie wietrze, tak bezmyślnie porywisty, miałem w mieście dziś dość trudnym do życia jeden z najwspanialszych dni w życiu.

Właśnie tak powinny powiewać polskie flagi i sztandary.

Lubie czuć że mieszkam w Polsce.
Przywiałeś mi Polskę.

.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Nie będziemy razem,

bo nie ma przyzwolenia na „zdradę o świcie” i na fałsz przekraczający ludzką miarę.



 Kolejny raz wszystkie moje myśli napisał już ktoś przede mną.


http://bezdekretu.blogspot.com/2011/04/by-sie-bali.html

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Lista pasażerów

http://www.youtube.com/watch?v=gaiqbS3MS1M

piątek, 1 kwietnia 2011

ochroniarz prowadzi małego chłopca ściskającego w dłoni zabawkę

Chłopiec płacze, ma na oko najwyżej sześc lat.
Wchodzą do tzw "pokoju zatrzymań".

Jeszcze przez chwilę łudzę sie że ten chłopiec o twarzy niewinnej jak twarz mego najmłodszego syna po prostu zgubił się. Zaraz rzucą na megafony że Piotruś szuka rodziców- typowe w wielkich halach sytuacje.

Zatrzymuje się bo widziałem jak ten prowadzony przez ochroniarza chłopczyk strasznie płakał.
Pytam.

Chłopiec ma jednak 8 lat a nie sześć. Nie zgubił sie ale próbował ukraść.
To niemozliwe mówię pracownikowi ochrony, a ten odpowiada tak że dopiero wówczas rozumiem czemu chłopczyk płakał, a ochroniarz prowadził złapanego bez cienia satysfakcji.

Jakiś 12-latek powiedział temu młodszemu że jak nie ukradnie dla niego to będzie miał cięzki wpierdol..
Szantazysta wyszedł wcześniej, malec z którym przyszedł chyba nie miał odwagi by zrobić to co do czego został zmuszony natychmiast. Ochrona bez trudu wyłapała tego kto pod sweterek schował zabawkę.

Szedłem za nimi wystarczająco długo by miec pewnośc że ten mały chłopiec nie był złodziejem, nie był z gruntu zły.
Z prawdziwą ulgą przyjąłem słowa ochroniarza który zaprowadził chłopca do pokoju zatrzymań i powiedział: kurwa, co robić?

Okoliczności porwały mmie dalej w wir tego dośc w końcu dużego miasta i rzekomo ważnych spraw.
Nie wiem jak to skończyło się.
Dla tego malca wmanewrowanego w kradzież nie było juz dobrego wyjscia. Nawet nie wiem co straszniejsze, rodzice czy ten "starszy kolega".