piątek, 19 lutego 2010

limitowana solidarność

 Swego czasu pewien dzięciol (mógł to byc "profesor Bartoszewski", bądź jakaś równie komiczna postać) ogłosił ze w PiS mogą być wyłącznie ludzie nieprzyzwoici.

Choć zdaje sobie sprawę z tego ze niespecjalnie dobrze nadaje się do jakiegokolwiek zorganizowanego działania to nie wahałem sie ani chwili. Dzień w którym usłyszałem stukanie dzięciolą, powielane zresztą przez media, był dniem kiedy wysłałem do jakiegoś tam pełnomocnika w swojej dzielnicy list w którym zgłosiłem się. Na, za przeproszeniem, członka.

Szczęśliwie dla mnie, a jeszcze szczęśliwiej dla PiS, moja deklaracja została przez owego pełnomocnika olana. Wszyscy uniknęli wiec nieszczęść.....

Wstęp, teraz do rzeczy.


Jesteśmy, jak pisal pewien nick, reakcjonistami. Reagujemy (badz nie) na konkretne wydarzenia. W niczym nie zrani to mojej proznosci jesli napisze ze (na wszelki wypadek w liczbie pojedynczej)  nie wnosimy w przestrzeń zbyt wiele. Sami nie wnosimy.

Jestesmy pod tym wzgledem nieco podobni do np robotników w stoczni gdańskiej. Podwyższyli nam ceny w stołówce, popsioczymy. Ale gdy posuną sie do wyrzucenia z pracy Anny Walentynowicz, to juz nie ma zmiłuj. 

Reagujemy, nie baczac na to ze jakiś madry wytlumaczy nam ze rzeczona wyleciala za "polityke" (ktora mozemy przecie miec w pogardzie) inny madry oswiadczy ze widzial jak ta Walentynowicz dwa albo nawet i trzy razy wyniosła papier toaletowy z zakladowego sracza, wreszcie jeszcze inny podniesie ze jak juz stawiać się to w obronie Kowalskiej, samotnej matki 8 -ga dzieci. Jak zwykle tłum racjonalistów jest na posterunku.


Urodziłem się wystarczająco późno by zawracać głowę jakiemuś pełnomocnikowi PiS, ale za wcześnie by być w Solidarności. Tej pierwszej. Nielatów nie zatrudniano to i trudno by nielata przyjęto do związku.

Ale zawsze było w tej pierwszej Solidarności coś takiego co imponuje mi do dziś.

Solidarność to nie Bolek, Solidarność to nie frakcja korowska i tak dalej.

Miliony ludzi włączyło sie w Solidarność właśnie z poczucia solidarności. Prosta reakcja. Tak jak wówczas gdy "gołębiarzom" (zapamiętam te pogardliwie okreslenie ktore mialy zdezawuować ludzie reakcje) zawalił sie na glowe dach jakiejs hali na Ślasku.  Wykpiwane sa co i raz wszelkie żaloby narodowe, racjonalisci podsuwaja pod nos statystyki wypadków drogowych albo mowia juz otwartym tekstem co myslią o swoich rodakach jak swego czasu Cimoszewicz: "trzeba się było ubezpieczyć".


Napisałem o pierwszej Solidarności by jakoś ja odróżnić od tej drugiej po 89 roku. Od tego tworu sztucznego, nie zachęcającego nawet do wzruszenia ramionami.

Solidarność zawsze jest pierwsza.

Chocby ofiara nie ubezpieczyła sie, jechała za szybko, nie zachowywała sie racjonalnie, była niepełnosprawna jak Pani Wioletta Woźna, cięła sobie żyły jak Sumlinski - a kto wie, może nie zachowała się kiedyś tam jakbyśmy tego od klasycznej ofiary (niewinnej jak lilia) oczekiwali.

Ofiara musi być niewinna ponad wszelka wątpliwość, byśmy MUSIELI zareagować?

Coraz bardziej dziwny jest ten świat. Niech nam najpierw rejsowo "zreferują wiersz" byśmy wiedzieli czy może on wzruszać. Solidarność stała sie jakby produktem rynkowym, nie bedziemy jej rozdawac na prawo i lewo tak zupelnie za darmo. Limity proszę pana, trzeba chronić środowisko - w którym coraz mniej ludzi.

Tymczasem...

Nie ma wolności bez solidarności. A solidarność zawsze jest pierwsza.

Tak myślę.