środa, 13 sierpnia 2008

"Micheil, ja Cię lubię, jesteś fajny facet, ale Rosja nie mogła się zachować inaczej"

To powiedzialby Lech Wałęsa Micheilowi Saakaszwilem, gdyby mial taka mozliwosc.

 

Byly prezydent nie szczedzil przy tym slow krytyki prezydentowi obecnemu.

Tym razem jednak nie nazwal Lecha Kaczynskiego sqrwysynem, przeto nikt nie musi udawac ze nie slyszal.

 

Swego czasu Donald Tusk z goryczą zauważył, ze przez ostatnie dwa lata polskie władze nie umiały wykorzystać w polityce zagranicznej autorytetu takich osób jak Lech Wałęsa. Przyczyna marginalizowania Wałesy przez rzady PiS mialy byc "złe emocje i brak wyczucia".

Pozbawiony "zlych emocji", kierujac sie idealnym "wyczuciem" premeir Tusk forsowal rowniez kandydature Lecha Walesy do tzw. rady medrców Europy.

 

"Nie mamy aż tak wielu sławnych osób, żeby móc pozwolić sobie na marnotrawienie takich diamentów, jak Wałęsa" - zauwazyl smutno premeir Tusk.

 

I nikt sie wowczas nie smial...

Horror trwa. 

Patron rzadu Donalda Tuska nie traci zadnej okazji by sie przypomniec. Jako kandydat do europejskiej rady mędrców.

Genialny pomysl Donalda Tuska doczeka byc moze pozytywnego finału.

A doczeka bo w koncu nikt nie podnosiłl, gdy ogloszono ów "autorski pomysl Donalda Tuska", ze premier Tusk ma "wyczucie" inne niz wlasnie "swietne".

Nikt autorskiego pomyslu premiera nie wykpiwa i dzis.

 

Procz mnie :)

Osoby "bez wyczucia i pelnej zlych emocji".

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

"nasz czlowiek w Warszawie" odmawia Prezydentowi samolotu specjalnego

Wiadomosc za niezalezna.pl

 

http://niezalezna.pl/article/show/id/6324

 

"Nasz czlowiek w Warszawie" - tym terminem ochrzcily Donalda Tuska gazety rosyjskie po jego nominacji na premeira.

 

Nie znamy powodow odmowy, wiadomo tylko ze wraz z Lechem Kaczynskim na miejsce poleciec chca prezydenci Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii.

 

Powodow nie znamy ale mozna chyba sie pokusic o przypuszczenie ktore narzuca sie wrecz samo.

 

Lech Kaczynski moglby zyskac zbyt duzą popularnosc.

sobota, 21 czerwca 2008

Pyjas z Wybrzeża

 Tadeusz Szczepański to dzialacz Wolnych Zwiazków Zawodowych z Wybrzeża.

Bliski kolega Lecha Wałęsy - pracowali w tym samym warsztacie, mieszkali na tej samej ulicy Wrzosy, w dzielnicy Gdańska – Stogach.

 

Wielokrotnie aresztowany, bity przez Sluzbę Bezpieczeństwa.

 

Zaginął 16 stycznia 1980 roku. Jego zmasakrowane ciało odnaleziono w rzecze Moltawa 17 marca 1980. Prl-owska prokuratura sledztwo umorzyla - wskazala "przypadkowe utoniecie" jako przyczyne zgonu.

 

Instytut Pamieci Narodowej odnalazl w 2007 roku dokument z ktorego wynikalo ze MSW interesowało się śledztwem i wskazywało prokuratorowi kierunek w jakim powinien poprowadzić śledztwo. Pan Sławomir Cenckiewicz z IPN zlozyl wowczas zawiadomienie o popelnieniu przestepstwa przez owczesnych oficerów MSW.

 Sledztwo jednak umorzono.

 

Zazalenie na decyzje prokuratury, ktora nie przesluchala na przyklad Lecha Walesy, zlozyl pelnomocnik matki Tadusza Szczepanskiego - Krzysztof Wyszkowski.

 

Lech Walesa przesluchiwany przez prl-owska prokurature na poczatku 1980 w wyparl sie znajomosci z Tadeuszem Szczepanskim. Przesluchiwany w 2007 roku, swego przyjaciela i sasiada Tadeusza Szczepańskiego kojarzyl juz bardzo dobrze - przypominam: mamy rok 2007, trwa bardzo szeroka kwarenda dokumentow o TW "Bolek".

 

Pytany przez prokuratora co zrobil jako prezydent RP by wyjasnic okolicznosci smierci kolegi z ktorym, jak tym razem zeznal, byl w wyjatkowo bliskich stosunkach, Walesa przyznal ze ...nic.

Ale jednoczesnie przypomnial ze w owych czasach (czasy jego prezydentury) ministrem spraw wewnetrznych byl Bogdan Borusewicz. I to przede wszystkim Borusewicz nic nie zrobil w sprawie najblizszego przyjaciela Lecha Walesy......

 

 

Kilka dni temu Lech Wałesa oskarzany przez dwoch historykow IPN (m.i.n dr Cenckiewicza) oswiadczyl:

 "IPN nie wyjaśnił dotychczas okoliczności tragicznych śmierci z rąk bezpieki dwóch moich przyjaciół w czasach walk".

 

Walesa ktory jako prezydent RP dostaje na telefon dowolne dokumenty nie znalazl przez wiele lat czasu na to by choc sprobowac wyjasnic okolicznosci smierci swego przyjaciela. 

Walesa jako prezydent RP otacza sie sb-kami ktorzy inwigilujac WZZ-ty niewatpliwie mogliby posiadac jakakowliek wiedze o tajmeniczej smierci robotnika z Wybrzeza. Raczej nie zatrudnil ich po to by na stopie kolezenskiej czy sluzbowej wyjasnic sprawe prl-owskiego mordu. Cos bysmy przez te wiele lat o tym uslyszeli....

 

Walesa przypomnial sobie o tym ze inwigilujaca go SB popelniala mordy dopiero dzis, gdy zostal ostatecznie zdemaskowany jako wspolracownik tejze SB.

Do czego Walesie Tadeusz Szczepanski po tylu latach ?

Dlaczego Tadeusz Szczepanski zginal?

 

Kolejne pytania w zwiazku z tą sprawą nasuwają sie same.

 

Co porabiaja ludzie ktorzy kierowali sledztwo na falszywy trop?

Dla kogo dzis pracują?

 

Co by zrobil kazdy z nas majac realne narzedzia i mozliwosci by wyjasnic okolicznosci smierci swego przyjaciela.....?

Na co kazdy z nas by czekal ?

 

Wczoraj Lech Walesa, uporczywie nazywany "symbolem Solidarnosci", w programi p Pospieszalskiego zapytany czemu jako prezydent RP otoczyl sie bylymi funkcjonariuszami SB, wypalil: "bo tylko z nimi moglem cos zrobic, reszta nie nadawala sie".

 

Od tragicznej smierci prawdziwego symbolu SOLIDARNOSCI uplynelo wlasnie 28 lat.

wtorek, 13 maja 2008

to nieprawda ze "wszyscy byliśmy po jednej stronie"

Jeszcze niedawno w obiegu publicznym funkcjonowal mit ze skoro "wszyscy bylismy po jednej stronie" (przeciw komunie) to trzeba szukac wszystkiego co wspolne, trzeba powrotu do "pniaka" Solidarnosci.
Bo wszak komuna straszna za progiem, a jej powrot to po prostu strata wszystkiego, Polski koniec.

Ktos pamieta jeszcze debate przed wyborami prezydenckimi w 1995 roku?
Wszyscy pamietaja bo wszak wtedy to Walesa chcial podac Kwasniewskiemu noge...

Tymczasem co innego bylo symptomatyczne.
Boleslaw Walesa uderzal wowczas w najwyzsze tony. "Komuna wraca" - krzyczal.

Mialem ten komfort ze na mnie to juz nie dzialo. Juz WIEDZIALEM.

Jako nastoletni, a potem juz pelnoletni chlopak, nie robilem nic specjalnego. To, co jak wtedy mi sie wydawalo, jesli nie wszyscy - to przynajmniej wiekszosc. Jakis drobny kolportaz, rownie malo znaczace akcje ulotkowe, dosc popularne w W-wie kursy samoksztalceniowe w prywatnych meiszkaniach.

Jednego nie opuszczalem nigdy. Demonstracji.
Wcale nie bylem jakis wielki kozak Bardzo, naprawde bardzo balem sie ze mnie kiedys dorwa i stluka. Ze bedzie to strasznie bolalo, ze Mama chora wowczas na serce moze tego nie wytrzymac.

Demonstracje w stanie wojennym to miejsce gdzie mimo strachu mozna bylo chwilami poczuc sie jak w wolnym kraju. Razem z ludzmi na okolo.

Szok przyszedl kiedys pod kosciolem swietej Anny. Dzis juz nie pamietam - 13 stycznia czy raczej lutego 1982 roku. Ci obok mnie ktorzy najglosniej krzyczeli "precz z komuną" nagle wyciagneli palki,zaczeli wyciagac ludzi w strone milicyjnych suk. Mialem wrecz wrazenie ze jest ich polowa uczestnikow calej demonstracji. Byli wszedzie.

Potem juz, bezpieczny - bo stalem w bramie kosciola do ktorego nie osmielili sie wejsc - widzialem jak pakowali ludzi do suk, Poznawalem kilku - ten intonowal hymn, tamten krzyczal ze ZOMO to mordercy. Poznalem ich bez trudu, nastolatkowi imponowali starsi od niego, rozgladal sie. On bal sie ze moze go spotkac ciezki wpierdol, a tu tacy bez leku...

Okazalo sie ze w tym tlumie ktory krzyczal wraz z innymi najpiekniejsze haslo tamtych czasów "Tu jest Polska !", okazalo sie - ze jestesmy my, ale sa i oni.

Nastolatek musial dorosnąć.

Siedem lat pozniej, juz zdecydowanie pelnoletni stalem w tlumie pod Niespodzianka na pl Konstytycji. Ich tam juz nie bylo.
Przeciskalem sie, wyciagalem szyje by przeczytac te kartki (choc wszyscy na okolo opowiedzilei mi zanim moglem przeczytac, ale chcialem na wlasne oczy) ze wygralismy, ze caly Senat, ze lista krajowa PZPR przepadla z kretesem, wbrew niezrozumialym apelom "naszych". Ze mecenas Siła-Nowicki przegral z Kuroniem, trudno - usmiechnalem się.
Usmiechnalem sie bo pan Siła Nowicki wszak zapowiadal na spotkaniu w zoliborskim kinie "Zajaczek" ze przegrac jest gotow, byle tylko choc w jednym miejscu w Polsce odbyly sie wybory prawdziwe a nie umówione. Najwazniejsze ze WYGRALISMY.

Ja do dzis pamietam jakim krokiem wracalem do domu.

W domu, w telewizorze obejrzalem spietego Geremka i Onyszkiewcza. Ten pierwszy oswiadczyl ze "pacta sunt servanta: - dotrzymamy umowy.
Dopiero nastepne dni wyjasnily wszystko. Pograzona w nicosci lista krajowa PZPR miala jakims kuriozlanym wybiegiem pojawic sie od nowa. Obywatele juz nie mogli jej odrzucic. Wolą NASZYCH w Sejmie mieli znalezc sie ONI - chocbysmy nie chcieli ich zadna mocą!
Skreslilem ich wszystkich - taki blazenski gest.

NASI nie wyciagneli zadnych palek. Ewolucja byla jakby rozlozona w czasie.

Zapał GW w lansowaniu tzw reformatorow w PZPR (mlodziezy wyjasniam ze to czasy gdy Oleksy i Miller mieli opinie reformatorow) przedziwne slowa o grubej kresce, zabiegi by uchronic PZPR przed nacjonalizacja ich majatku, kuriozalny artykul Michnika o tym ze trzeba tworzyc raczej komitety Solidarnosci a nie partie polityczne (mlodziezy wyjasniam ze w owych czasach lansowono trynd ze partie są be ) i dziwna marginaizacja ludzi pokroju Strzembosza - ludzi ktorzy domagali sie jasnych regul a przede wszystkim sprawiedliwosci.

Nie oberwalismy znienacka pałka.

Opowiadano o Hiszpanii, tamtejszym modelu. Kto wie - moze to dobry model?
No czy naprawde zdrajcy maja dyndac na latarniach Krakowskiego Przedmiescia?
Przeciez wystarczy jak prawdziwi bohaterowie powroca, jak przywroci sie im cześć, jak odda sprawiedliwosci. A czerwonych, ktorzy po prostu znikna - a pies ich tam tracal.

Odwolywano sie do tego co nas dobre - szatanska taktyka.
Przebaczamy, puszczamy w niepamiec: kto co kiedy komu i za ile. Bo w koncu Polska warta wszystkiego.

Ten mechanizm jako zywo przypomina mechanizm zastosowany wiele lat pozniej wobec ks Zaleskiego.
Nie straszono go zamknieciem jego najwiekszej pasji, jego najwiekszego dziela jakim jest opieka na niepelnosprawnymi umyslowo. Jemu zaproponowano przeznaczenie ogromnych srodkow na to dzielo. Byle tylko dal sobie spokoj.

Piekielna alternatywa - czy wygra to czego domaga sie nasze poczucie sprawiedliwosci czy dobro innych. Tylko ktos gleboko zdemoralizowany moze sie osmielic postawic komus drugiemu taka alternatywe.

Nam ja postawiono.
Albo komunisci maja wspolistniec, albo masakra i kto wie - sowieckie czolgi na ulicach. Werzylismy ze to realna alternatywa. W koncu nie wszystko musi byc tak jak nam sie wysnilo. Wystarczy wieczna infamia dla Kiszczak, Jaruzelskiego, wszystkich tych ktorzy kierowali zomowcow przeciw nam.

Dzis dowiadujemy sie ze sowieci ani mysleli o interwencji, dzis co i raz dowiadujemy sie ze ikony walki z komunizmem uzgadnialy swoja "walkę" z oficerami SB w roznych lokalach kontaktowych.

Mantra, powszechna w latach 90-tych, o naszych wspolnych korzeniach juz dogorywa. Ona juz szczesliwie odwalila kitę.

Nie nam byla potrzebna.
Potrzebna byla sb-kom przebranym w cywilne ubrania i ich klientom przestraszonym ze trafia na smietnik historii gdy prawda o ich zwiazkach z komunistami wyjdzie na jaw.

sobota, 29 marca 2008

"wypedzaliśmy" biednych Niemcow juz w 1920 roku

Przypomina o tym brytyjski film o II wojnie swiatowej "The World at War"

http://www.youtube.com/watch?v=Lrhn9ezcJwo&eurl=

Wstrzasajace relacje o polskiej bezdusznosci zawiera tenze material poczawszy od 2,47.

Materialy o skrzywdzonych i wypedzonych publikowala hitlerowska propaganda przed najazdem na Polske. Wlasnie propaganda hitlerowska a nie np Erika Steinbach.

Powod jest jeden.
Eryki jeszcze nie byl na swiecie, tedy "przypominaniem" zajeli sie podwladni Goebelsa. Wszak krzywdy Niemcow potrzebowaly czulego przypominania.

Historia zatacza na naszych oczach kolo.

Na szczescie nie grozi nam inwazja Niemiec, nie grozi nam ze strony Niemcow nic co budzilo by niepokoj.
Przekonuja nas o tym polskie media nalezace w stu procentach do kapitalu niemieckiego, premier - wnuk "polskiego kolejarza" z Pomorza, czy wreszcie "profesor" Bartoszewski ktory tylko dlatego nas nie ostrzega. bo bo zajety jest przyjmowaniem kolejnego medalu za zaslugi od niemeckich ministrow sprawa zagranicznych czy od kogos kto-tam-da akurat "profesorowi".

Kiedy w 2004 roku owczsny prezydent W-wy Lech Kaczynski wystawil Niemcom rachunek za zniszczenie Warszawy, podkreslajac przy tym ze:

nie byłoby tego raportu, gdyby nie działania pewnych środowisk niemieckich

odpowiedzia byly drwiny w mediach. Kaczynski "zaogniał" - przekonywali publicysci tacy jak Krzeminski - przypadkiem niezwykle cenieni w kraju Eryki Steinbach.

Zatem prosze "nie zaogniac". Goebelsowski film tez tylko "przypomina".