poniedziałek, 21 stycznia 2013

Fajniactwo Rafała Ziemkiewicza

Rafał Ziemkiewicz, na nie wiedzieć po co gościnnych łamach portalu Niezależna.pl,  dzieli się z czytelnikami swoimi refleksjami odnośnie tragedii 10 lwietnia.

Bardzo dawno nie czytałem tekstu tak mocno obnażajacego całkowitą ignorancje w kwestii tego co wiemy o tragedii smoleńskiej i gdyby nie to że został opublikowany w medium akurat bardzo mi bliskim, to pan Ziemkiewicz mógłby swoje opowieści snuć do woli.

Bedę zmuszony tekst przytoczyć prawie w całości gdyż co akapit, to najdelikatniej mówiąć bzdura.
Czytamy:



Wielu się zgorszyło, ale wiem, co napisałem i dlaczego. I powtórzę polemistom: ogłaszanie jako rzeczy pewnej i oczywistej, iż w Smoleńsku przeprowadzono skutecznie zamach, jest przedwczesne i szkodzi sprawie. I to nie tylko w perspektywie bieżącej polityki (co jest bezdyskusyjne, wystarczy spojrzeć na sondaże); może zaszkodzić także w przyszłości.

Juz w pierwszym akapicie mamy takie nagromadzenie bzdur że własciwie nie wiadomo od czego zacząć.
Gdyby przyjąc optykę naszego kieszonkowego nonkonformisty to już od 36 lat ulegamy "przedwczesnym" mitom co do okoliczności smierci Stanisława Pyjasa.  Wszak niedawna ekspertyza przeprowadzona pod okiem pani Światek powiada że mielismy do czynienia z nieszczesliwym wypadkiem. Prawdaż?

Zdumiewające jest również odwołanie sie w tym miejscu do sondaży, kompletne pomylenie porządków.
Ale peregrynując po tych bezdrożach bardzo szybko mozna by dojść do wniosku że efekty wieloletniej pracy Ziemkiewicza na ugorze publicystyki są przeciwskuteczne.
Im dłużej pan Ziemkiewicz pisze, im dłużej przekonuje, tym coraz gorzej to wyglada.

Nie mamy (nie możemy mieć, bo wszystko jest w gestii Putina) żadnych rozstrzygających dowodów. Mamy jedynie przesłanki. Mocne i spójne, ale uprawdopodobnione głównie domniemaniem, że kto ukrywa lub fałszuje dowody, ten najwidoczniej jest winny.

Prawicowy publicysta był najprawdopodobniej na jakiejś kanikule, tudzież rozstrzygał jakiś swój 94-ty spór z gazetą Adama Michnika (94-ty tylko w roku 2012).

To dlatego może nie nie znać ustaleń tak naukowców współpracujących z Zespołem Parlamentarnym Antoniego Macierewicza jak i nie wiedzieć o czym traktowała Konferencja Smoleńska. Zachowanie się samolotu w ostatnich sekundach lotu, jak i to co spadło potem na ziemie nie jest juz dowodem na zamach. Obecne prace polegają na tym by ustalić jak to się stało.


W wypadku Kremla wcale nie musi to być prawdą. Ma on, o czym wielokrotnie pisałem, oczywisty interes w tym, by uprawdopodabniać naszą wiarę w zamach. A mając wszystkie karty w ręku, może też w odpowiednim dla siebie momencie, jeśli uzna to za korzystne, wydobyć z ukrycia przekonujące dowody, że jednak był to nieszczęśliwy wypadek.

Jest to chyba najbardziej irytująca częśc całego wywodu Rafała Ziemkiewicza. Zauwazyli Państwo jak zgrabnie nasza baletnica przeskoczyła z dowodzenia że mamy za mało na dowodów na zamach, na rzecz twierdzenia że pan pułkownik Putin ma za pazuchą jakiegoś asa?

W tym miejscu możemy sobie zawiesić na kołku wszelkie zagadkowe śmierci i to nie tylko po 45, ale i po 89 roku.
O ile prawdą jest że oprócz korzyści z uśmiercenia zbrodniarze, podobnie jak wymuszający haracze  reketierzy, odnoszą korzyści z atmosfery zastraszenia - o tyle nie przypominam sobie by ktoś tak bezczelnie podnosił że lepiej roboczo przyjąć że to deszcz pada.


Wszystkie wyliczenia, które mamy, oparte są przecież na danych zawartych w oficjalnym raporcie, wszystkie ekspertyzy, których nie przeprowadzono, uzależnione od dobrej woli Moskwy.

Pan publicysta zdradza tu swoją ignorancje i jest to na swój sposób ciekawe. Pokazuje jak na dłoni ile czasu zajeło mu sledzenie najwiekszej polskiej tragedii ostatnich kilkudziesięciu lat.
Kluczowe dane zostały zapisane na rejestratorach TAWS/FMS. Te, nawet w nieszczęsnym dla nas trybie jakim był załacznik 13-ty musiały byc odczytane w kraju producenta, czyli w USA.
Zapisy oddano chętnie, ten ryczący "pull up" znakomicie wpisywał się w rosyjską opowieść o tym jak to piloci naciskani przez prezydenta i generała Błasika zgubili sie.

I wszystko byłoby pięknie gdyby do tych zapisów nie dotarli i eksperci wspólracujący z ZP Antoniego Macierewicza. Zapisy cyfrowe pokazuja wyraźnie że do dezintegracji samolotu doszło w powietrzu.
Skąd jednak sprawdzający codziennie co o nim napisała Gazeta Wyborcza pan publicysta Ziemkiewicz może o tym wiedzieć?
Obawiam się że pan Ziemkiewicz nie ma bladego nawet pojecia o tym ile wysiłku włożyła komisja Millera w ukrycie kluczowego parametru jakim jest TAWS-38.



Poza wszystkim, są sprawy, które mi do teorii zamachu, kuszącej, bo wyjaśniającej wszystko, w sposób zgodny z naszym wiekowym doświadczeniem, nie pasują. Takie, jak na przykład zeznania śp. Remigiusza Musia (przypominane na tych łamach), który wyraźnie mówił, że słyszał najpierw huk upadku, a potem wybuchy.

Wbrew tym przechwałkom łamy GP czy Niezależnej publicysta zna wyłacznie z nagłówków.  Rafał Kowaleczko (niech sobie publicysta sprawdzi kto zacz), albo niech publicysta dotrze do kilkunastu innych polskich świadków którzy zeznawali w prokuraturze.
Nie ma jednak na to swego bezcennego czasu. Co innego gdy trzeba kogoś pouczyć, chocby i w sprawach w których nie ma się zielonego pojęcia. Ta ignorancja jest na początku szokująca, ale w finale intrygujaca. O czym na końcu.




Przede wszystkim − nie można zapominać o tym, że lotnisko Siewiernyj wykorzystywane było do handlu bronią, m.in. przez Wiktora Buta. A to znaczy, że było pod stałą, bezustanną obserwacją wywiadu USA, o czym Rosjanie dobrze wiedzieli. Decyzja o dokonaniu zbrodni w tak czujnie śledzonym przez wroga miejscu, niczym w oknie wystawowym, musiałaby być częścią takiej gry międzynarodowej, w którą trudno uwierzyć.


Niech ktoś poprosi pana analityka o ocene wydarzeń które miały całkiem niedawno miejsce w stolicy nuklearnego mocarstwa, w Londynie. Agenci pułkownika Putina chodzili po mieście z promieniotwórczym polonem. Mogli zatruć nim nie tylko osobistego wroga pułkownika Putina ale i tysiace brytyjczyków.

Opowieści Ziemkiewicza o tym jak to spraliżowała pana pułkownika Putina okazjonalna obserwacja lotniska, które można w kluczowym momencie przykryć kilkoma maszynkami pokazanymi na filmie Mariusza Pilisa, w mojej opinii obrażają inteligencje.
Najwidoczniej przy okazji operacji Litwinienko służby podległe Putinowi wmówiły mu że to nie stolica nuklearnego mocarstwa, ale jakiś Lądek Zdrój.


Może się zdarzyć, że po Putinie kolejny władca Kremla znów ogłosi „głasnost” i dla uwiarygodnienia ujawni ukrywane fakty w sprawie smoleńskiej. Jeśli dowiodą one, że jednak była to „tylko” rosyjska nieudolność i podłość ekipy Tuska, obecna pochopność w ogłaszaniu zamachu może opozycji wyrządzić większe szkody niż ongiś Niewiadomski endecji.

Bardzo interesująca pointa redaktora Ziemkiewicza. Jest redaktor skazany na nową ruską głasnost. Póki nie usłyszy ze źródła które wskazuje jako wiarygodne - póty będzie wygladał a to asów a to przyznania się.
Skąd ma się dowiedzieć jak było? Przecież nawet Gazete Polską z której odbiera honoraria czyta tyłko po łepkach.

Rzecz jednak w czym innym niz lenistwo Ziemkiewicza.

 Te desperackie poszukiwania sprzeczności świadczą wyłacznie o poszukiwaniach jakiegoś ratunku dla swoich wyborów. Wojciech Wencel opisał to swego czasu bardzo ładnie:

Niedawno przeczytałem czyjś komentarz w internecie: „Szczerze mówiąc, wolałbym żeby prawda w sprawie Smoleńska nigdy nie wyszła na jaw”.
Żeby prawda nie wyszła na jaw? No jasne.
Bo gdyby się okazało, że to nie był zwyczajny wypadek, trudno byłoby nadal żyć w hipermarkecie popkultury.
Trzeba by zająć stanowisko i zrobić coś poważnego, w wymiarze wspólnotowym albo indywidualnym. Historia wyszłaby z muzeum i zaczęła nas ciągnąć za rękaw. A to dla wielu Polaków byłoby gorsze od życia w kłamstwie, do którego zdążyli się przyzwyczaić.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

+5

Miałam te same odczucia po przeczytaniu tego "chłamu".

Selka

Anonimowy pisze...

ale dno na tym blogu... muł i szuwary.